wtorek, 20 sierpnia 2013

Szósta kropla.


Marcelina:

- Co tu się dzieję? - wpadłam do salonu, zastając Matyldę i Piotra w dość dwuznacznej sytuacji.
Moja wściekłość sięgała zenitu widząc zalaną w trzy dupy siostrę i jej nowego kochasia. Ciekawe który kac byłby z rana potężniejszy: pijacki, czy moralny? Intuicyjnie stawiam na drugi.
- My, my... - bełkotała.
- Bawiliśmy się - dokończył Psiak, po czym oboje zanieśli się śmiechem.
- No to już zakończcie te schadzki po pijaku - huknęłam - macie pięć minut na pożegnanie - trzasnęłam za sobą drzwiami i poszłam do kuchni po Sopocką.
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie zniknęła jak kamfora, a jej brak jeszcze bardziej potęgował moją złość.
- Pa! - usłyszałam krzyk naszego gościa zza klatki.
- Ja pierdole, Matt, co ty odstawiasz? - stanęłam na przeciwko siostry, która leżała na kanapie wgapiając wzrok w wyłączoną plazmę.
- Nie drzyj się tak, idiotko - rzuciła we mnie poduszką, którą złapałam, zanim doleciała.
- Kto tu jest idiotką?! Ja przynajmniej nie wlewam w siebie czystej i się nie całuje się z facetem, wcześniej zakładając, że mnie nie interesuje - poduszka wylądowała na jej twarzy - jutro mamy być u ojca, z rana - porę dnia zaznaczyłam specjalnie, by zrozumiała powagę sytuacji.

Ojciec nie znoszący sprzeciwu zażyczył sobie widzieć nas na śniadaniu. Obie skacowane, podobne do trupów z prosektorium uwijałyśmy się w miarę zwinnie. Milczałyśmy, gdyż w głowie Matt nadal siedziała moja interwencja.
Punkt dziewiąta stałyśmy pod domem Jurka i czekałyśmy, aż szanowny kamerdyner nam otworzy. Przywlekł się w końcu po pięciu minutach z tym swoim udawanym zacieszem, od którego cała zawartość mojego maluczkiego żołądka przewracała się jak opętana.
- Witam drogie panie, zapraszam do środka - wskazał ręką na wytrawnie urządzone wejście.
- Darował byś sobie te przyjemności - rzuciłam.
Szybkim krokiem udałyśmy się do jadalni i zasiadłyśmy do suto zastawionego stołu. Zajęłam miejsce koło ciotki Henryki, skazując Matt na Heńkę. Po wczorajszej akcji, mało mnie obchodziło jej dobro.

O interesach przy stole w naszym domu się nie rozmawiało, więc każdy w ciszy pożerał to, co akurat miał na talerzu. A takowe tematy poruszał już w we własnym, bardzo zwężonym gronie.
- Dziewczyny, musimy porozmawiać - zarządził rodziciel, zakładając swe Ray Bany na nos i kierując się w stronę ogrodu. Zajął środkowy fotel, by po boku mieć swe dzieciny.
- Najukochańsze córeczki tatusia - zaczął swój wywód.
- Nie masz więcej córek, więc się nie wysilaj, chyba że o czymś, a raczej o kimś nie wiemy - przerwała mu czarnowłosa bestia.
- Wszystko wiecie, moje drogie - pogłaskał nas po czuprynach, choć próbowałyśmy się bronić - lepiej powiedzcie jak nasze sprawy.
Podałyśmy ojczulkowi kartki z całkowitym wyliczeniem sprzedanego towaru, przeliczył coś na palcach i z dumą spojrzał na nasze oblicze.
- Brawo! Na dobry początek zarobioną forsę macie dla siebie, ale radzę się nie przyzwyczajać - złożył dokładnie każdy papier i schował je w bocznej kieszeni - jutro Mietek dowiezie wam kolejny wór.

Dość szybko załatwiłyśmy biznesowe sprawy i poszłyśmy porozmawiać z resztą rodziny.
- Witaj mamo! - przytuliłam się do swej rodzicielki, która w skupieniu wpatrywała się w ekran laptopa.
- Jak zawsze mi przeszkadzasz - zaśmiała się, przytulając mnie mocno do siebie i sprzedając soczystego całusa w policzek - właśnie szukałam kiecki na urodziny babki Lodki.
- Może ci pomóc? - zaproponowałam.
Od małego uwielbiałam się stroić, bez skrupułów trwoniąc kasę ojca na ubrania i kosmetyki; w przeciwieństwie do Matyldy, której było co innego w głowie.
- Ta kremowa będzie idealnie podkreślała twoją opaleniznę - przyznałam szczerze.
Mama zgodziła się ze mną i zamówiła ową kiecunię, po czym wybrałyśmy resztę pasujących dodatków.
Wyszedłszy od niej, w korytarzu spotkałam Kubusia, który bardzo chciał się z kimś pobawić. Biedny dziewięcioletni braciszek był głodny towarzystwa. Kolegów ze szkoły nie mógł zaprosić, gdyż ojciec nie zgadzał się, by jakikolwiek intruz zawitał do naszej posiadłości. Dokładnie znam ten ból, choć ja miałam przy boku Matyldę. Razem byłyśmy niebezpiecznym teamem, co ojciec poczuł na własnej skórze, a raczej w portfelu.

Matylda:

Po tym, jak Marcyśka przyłapała nas na gorącym uczynku, czułam się dziwnie. Serio. Spoglądając ukradkiem na Rudą, zastanawiałam się, co kryje jej głowa. Nie dając nic znać po sobie, z uśmiechem witała się z tatulkiem, a obiad z obleśną ciotką Heńką minął nam w milczeniu. Nie miałam dziś nastroju na kłótnie z ojcem, tym bardziej że objawy kaca stulecia dawały mi się mocno we znaki. Z trudem przełknęłam kilka ziemniaków i dziabnęłam mięsa żeby nikt się nie czepiał. Oczywiście ciotka z wąsem zauważyła odbiegający od normy brak mojego apetytu.
- Maciu, coś dziś nie jesz kochanie, może ty chora jesteś? - zachrypiała wyniszczonym od papierosów głosem i przyłożyła mi tłustą dłoń do czoła. Odwróciłam wzrok od mokrej plamy, która zbliżyła się do mnie niebezpiecznie wraz z jej uniesioną pachą. Zajechało starawym zapachem ciotki Henryki niezmiennym od dzieciństwa, aż musiałam wstrzymać oddech.
- Nie, wszystko jest dobrze ciociu - wycharkałam, powstrzymując odruchy wymiotne. Z ulgą przyjęłam zakończenie posiłku i przeniesienie się do ogrodu. Słabe już o tej porze roku słońce nie potrzebowało ochrony szkieł, ale Jurek i tam musiał założyć swoje kultowe Ray Baniki.

Biznes z naszym ojcem należał do jednej z przyjemniejszych części naszego życia. Nie mówię tu o rozdawaniu narkotyków młodym ludziom, ale to, że miałyśmy z tego niezły szmal. Mimo że byłam generalnie wrogo nastawiona do świata, szczególnie jego męskiej części, to czasem pojawiały się lekkie wyrzuty sumienia. Usprawiedliwiałam się tym, że kto nie chciał, nie musiał brać. Jego sprawa. Jego życie i zdrowie. A towar zawsze był czyściutki, bez żadnych domieszek. To musiałam przyznać Jurkowi - nie truł ludzi zbędnym proszkiem. Czysta amfa, koka i łagodniejsze środki jak maryśka, były pierwsza klasa. Nikomu jeszcze nic się nie stało po naszych dostawach. Gdy Miecio poszedł ładować kolejną porcję, mającą wylądować w naszej piwnicy jutro, w późnych godzinach nocnych, wyskoczyłam do domowej plantacji, osadzonej w malowniczej rzymskiej piwniczce. Nazrywałam trochę świeżych oraz tych już ususzonych liści by móc tworzyć różne kombinacje skręcików i schowałam do specjalnie przyszykowanego worka. Marcela będzie mi wdzięczna jak się jej zachce bucha, a oczywiście pomóc to już nie łaska! Musiała iść do Ilony, swojej ukochanej mamuśki.
Dokończyłam cichaczem swoje zbiory, schowałam w czeluściach garbusa siostrzyczki i lekkim krokiem ruszyłam w stronę mojej części domu. Od wejścia poczułam charakterystyczny zapach małego dziecka. Po chwili ujrzałam swoją rodzicielkę, przewijającą mojego braciszka.
- Cześć mamuś - objęłam ją od tyłu i wtuliłam się w jej chłodny kark.
- Uuuu, ale żeś pobalowała - zaśmiała się Judyta i odwróciła, by obejrzeć mnie z góry na dół.
- Ja, wcale nie… - zaprzeczyłam gorąco, ale matka i tak wiedziała swoje.
- Już ja tam wiem, nie ściemniaj mi tu - pogroziła wskazicielem i przeniosła wiercącego się smyka na podłogę - ale ta siostra nas kłamie, co, Tomuś?
- No dobra, masz mnie. Ale to tylko raz jeden - zaśmiałam się i podniosłam braciszka z ziemi. Nie mogłam się powstrzymać by go nie dotknąć. Chłopczyk zaśmiał się perliście i pacnął mnie po nosie.
- Lala! - zaświergotał, a strużka śliny wylała się z jego usteczek.
- Stęskniłam się za tobą, kochanieńki - pocałowałam go w drobną rączkę, na co odwrócił zdegustowany główkę.
- Daj lizaka! - rozkazał, wiedząc że jak zawsze mam dla niego słodki prezent.
- Ale jesteś przebiegła bestyjka! - zaśmiałam się i wyciągnęłam z kieszeni upragnioną zdobycz. Tomuś chwycił szybko plastikowy patyczek w rączkę i zacisnął mocnym uściskiem. Nawet gdyby ktoś próbował, nie dałby rady odebrać mu słodkości. Siadłam z malcem w fotelu i pomogłam odpakować lizaka z folii.
- Urósł, nie? - mama ruszyła porozumiewawczo brwiami, zajmując miejsce naprzeciwko nas.
- Nie wierzę że ma już 2,5 roku! - pokiwałam głową i pogłaskałam ciumkającego braciszka po ciemnych włoskach - dopiero co się urodził…
- Ale charakterek ma zupełnie jak ty, Mat - zaśmiała się Judyta i wzięła do ręki starą gazetę - córeczko, widziałaś to?- zawiesiła niebezpiecznie głos.
- Chodzi o ten kolejny narkotykowy zgon? - odgadłam jej przypuszczenia, na co tylko skinęła głową.
- Proszę, uważajcie. Nie chcę żebyś próbowała tego świństwa, albo co gorsza ktoś was nakrył - wyraziła swoją troskę, co jak na nią, było dość niecodzienne. Moja matka należała do ognistych, mocno stąpających po ziemi kobiet i to po niej miałam większość swoich cech charakteru, z których zresztą byłam niezmiernie dumna.
- Wiesz jak jest, nie? Jurek zapewnia towar, my jesteśmy dyskretne - ściszyłam głos, nie chcąc by słowa dotarły do Tomeczka, bawiącego się teraz w kącie pokoju, gdzie miał swoje zabawki.
- Wiem, wiem. Ale mimo wszystko się martwię - skrzywiła się i chwyciła mnie za rękę.
- Będę ostrożna, Judi. A teraz musimy już lecieć - westchnęłam smętnie, cmoknęłam ją w policzek i pobiegłam do siostrzyczki. Gwoli ścisłości, przyrodniej rudej małpy.

Ojciec stał przed domem niczym jakiś włoski mafiozo i wydawał ostatnie rozporządzenia dotyczące kolejnych transportów w okolicy. Miecio uściskał nas serdecznie, dał każdej po stówce do kieszeni i zamknął za nami drzwi czerwonego samochodu. To on traktował nas bardziej jak swoje córki niż boski Juras. Smutna prawda. Nasze życie było dość pokręcone, ale przynajmniej rozrywkowe i niecodzienne. Zawsze to jakaś odmiana dla szarej Olsztyńskiej rzeczywistości.


S.: Cześć i czołem! Od razu chcemy przeprosić Was za tę długą zwłokę w dodawaniu rozdziałów, ale tak wyszło. Najpierw wakacje, potem brak weny (szczególnie mojej -.-). Teraz postaramy się Was nie zaniedbywać i odsłaniać kolejne aspekty życia sióstr Czarnych nieco częściej :* Piszcie, komentujcie, bo to daje kopa do dalszego pisania! :) Całuję Was serdecznie, eSia :*
Happiness: Witajcie Kochani! Wróciłam ze swoich przedłużonych wakacji i będę mogła już swobodniej pisać swoje części. ;) Do przeprosin i obietnic mojego Klona podpisuję się rękoma i nogami. ;) Zapewne każda będzie wściekła na Marcelę, za przerwanie gorącej sceny, ale musicie Jej to wybaczyć :D Piszcie, komentujcie, pytajcie na askach. Buziaki, Wasza Happ ;*

ask -> S                                                                                                                 ask -> Happiness
                                                                                                                                       

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czarne to są jednak wyjątkowo pokręcone i dobrane. Czarny interes zawsze spoko, niebezpieczny ale za to ile szmalu i radochy :D Marcela, wrzuć na luz Matt się tylko chce zabawić, Tobie też by się przydała chwila rozluźnienia:D
      Cóż ja tu więcej mogę naskrobać ? Kolejna kropla genialna a teraz czekam z niecierpliwościa na siódmą.

      Buziaki, i zapraszam do siebie :*

      Usuń
  2. Te ciemnie intereski im bokiem wyjdą jak tak dalej pójdzie. Tatulek gruba rybka cóz za palant, że swoje dzieciaki tak perfidnie wykorzystuje.
    No i tak jestem z.ła za przerwanie gorącej sceny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No troszkę jestem zdegustowana przerwana początkową akcją ;C
    Ale to nic, przy okazji wgłębiana się w ich życie "rodzinne". Nie wiem czy dobrze myślę, ale Juras ma dwie partnerki, a siostry maja dwie matki, które mieszkają w jednym domu? ;O Chociaż jestem jakaś wypompowana dzisiaj, i mogę źle łączyć fakty...
    Mam nadzieję, że w kolejnym epizodzie będzie więcej chłopaków ;)
    Aaa i, że przeskrobią coś swoim handlem ^^
    buźka ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że Marcelina nakryła Matt z Psiakiem :(( mogło być jeszcze ciekawiej, ale do tego i tak dojdze prędzej czy później. Życie rodzinne sióstr Czarnych mnie powala. jak widać ich relacje są dość specyficzne. Byłam przekonana że one są bliźniaczkami a tu wychodzi że nie. Jeden dom, dwie matki, bracia, jeden ojciec. Bosko :))) Sytuacja rodzinna pogmatwana niczym u Carringtonów w Dynastii.
    Nie wiem czemu ale ten coraz większy zarys ich interesu przywołał do mnie obraz ze to opowiadanie zakończy się tym ze obie wylądują w więzieniu

    OdpowiedzUsuń
  5. Co się odwlecze, to nie uciecze! :D
    One rzeczywiście czarne charakterki to mają, a Jurek? Hmmm... oryginalny tatuś, nie ma co ^^
    Czasem każda z nas chciałaby mieć takiego. Chociaż my, córeczki tatusiów i tak nie musimy narzekać :P
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Marcelina zdecydowanie za wcześnie weszła do pokoju, bo mogło być jeszcze bardziej ciekawie, a tak klapa :P Normalnie ich historia to jak z jakiejś mafii. Tatuś dostarcza nowy towar, córeczki sprzedają, a w dodatku ich zagmatwane powiązania rodzinne i własna hodowla dragów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Odpowiedzi
    1. Powinnam skopać dupę Marcelinie. A ja tu liczyłam na coś ostrzejszego, coś, na co mogłabym z niezaspokojeniem zacierać rączki. I dupa. Cóż, pozostaje mi liczyć, że jeszcze kiedyś Mat i Psiaczek się napiją i znów zaczną do siebie dobierać, a Marceli nie będzie w okolicy. :D

      Ta rodzina coraz bardziej zaczyna mnie przerażać. Wszyscy są zamieszani w te narkotyki? Kurde, ja bym tak chyba nie mogła żyć, wiedząc, że w mojej piwnicy wegetuje coś, za co mogłabym na dzień dobry kilka lat spędzić w pierdlu. Cholera, Juruś, uważaj z towarem, bo chyba nie chcesz oglądać córeczek za kratkami? Bo ja nie chcę :C

      Ściskam, Paróweczki <3
      Caro.

      Usuń
  8. nadrobiłam wszystko, uff :) bardzo mnie intryguje ta Wasza historia i czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój wydarzeń!
    Całuję ;*
    K.

    OdpowiedzUsuń
  9. Boże, ja z każdym rozdziałem coraz mniej ogarniam, co tu się dzieje... :P Albo tempo akcji jest zawrotne, albo ja taka niekumata, albo to wszystko takie pogmatfane... :P I zaczynam się chyba bać. Tak, zaczynam się bać o dalsze rozdziały. Jakby nie patrzeć, wszyscy są zamieszani w narkotyki, a to już poważna sprawa... Co z tego wyniknie? Się okaże, ale na pewno nie obędzie się bez przygód :]

    ściskam i przepraszam za takie opóźnienie.
    Patka

    OdpowiedzUsuń
  10. kocham ich, kocham Was, kocham to opowiadanie :)

    OdpowiedzUsuń