wtorek, 17 września 2013

Siódma kropla.





Marcelina:

Siedzę nabuzowana w pokoju, zamknięta na cztery spusty. Z głośników laptopa leci “Kryzysowa narzeczona” przeplatana z “ Damą być”. W ręku trzymam żółtą piłeczkę od tenisa, którą walę o ścianę. Nie ma to jak moje metody na skupienie, które przy okazji wkurzają siostrzyczkę. Choć to ja powinnam przeprosić ją za tę umoralniającą gadkę, to tego nie zrobię. Marcelina Czarna to nie materiał na człowieka, który ukazuje skruchę!
Co róż spoglądam na stertę książek, które nieskutecznie próbują ukruszyć niewidzialną barierę w moim mózgu. Z każdą minutą głupiego wpatrywania się, mam coraz większą ochotę na to wszystko rzygnąć, a co najmniej splunąć! Wbiłam się w wyjściowy dresior i Air Maxy. Założyłam słuchawki i poszłam się dotlenić. Czy może być coś przyjemniejszego, jak bieg przed siebie? Zapewniam, że nie! Chyba, że po drodze spotkamy kogoś, kogo bardzo nie chcemy.
- Kogo moje oczy widzą - spojrzenie niezainteresowanego przechodniami Patryka, nagle się zmieniło. Czy mój widok był aż tak interesujący?
- Zombie - burknęłam wściekle i już miałam ruszać przed siebie, gdy skutecznie mnie zatrzymał.
- Co ty taka prędka? Nie porozmawialiśmy nawet? - ughh.. najchętniej strzeliłabym mu w ten uśmiechnięty pyszczek.
- Z burakami nie rozmawiam - postanowiłam zmienić podejście i stanęłam luźno, krzyżując ręce na piersi.
- Ja jestem burakiem? - zapytał oburzony, jakby nie wiedział. Widocznie nikt go jeszcze nie uświadomił, to musiałam być pierwsza.
- Owszem i to nie cukrowym, mój drogi.
- Jesteś niesprawiedliwa - obruszył się, bawiąc mnie tym niemiłosiernie. - Przestań się cieszyć, tylko daj się zaprosić na obiad, dziś o piętnastej - wbił we mnie wyczekujący wzrok, a ja nie za bardzo wiedziałam, jak się mam z tego wykręcić. - Przegiąłem kiedyś i chciałbym byś dała mi drugą szansę, a właściwie czystą kartę - wywlekł kolejne myśli na wierzch, powodując, iż zakrztusiłam się własną śliną. Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam? Nie no uszy myłam i czyściłam rano, dlatego też nie powinno być z tym problemu.
- Dobra - zaryzykowałam ciekawa zdarzeń - niech stracę! - Bądź po mnie za kwadrans - ulotniłam się, machając mu jedynie przed nosem swoją łapą.

Ubrana w czarne dżinsy, biały top i kurtkę, zeszłam na dół do czekającego na mnie Patryka.
- Nie powiem, szarpnąłeś się na lokal - zakpiłam, oglądając znaną mi już pizzerię "Gruby Benek", od zewnątrz. Postanowił chyba tego nie skomentować i otworzył przede mną drzwi jednocześnie nakazując wejście do środka. Usiedliśmy w kącie restauracyjki, by nikt nam nie przeszkadzał.
- Co zmawiamy? - podał mi kartę z propozycjami na zamówienie.
- Wegetarkańską - odpowiedziałam bez patrzenia.
- Chyba kpisz! Nie jestem królikiem, by jeść trawę - oburzył się, po czym ponownie zagłębił się w treść menu.
- Masz rację - wbił we mnie zdezorientowany wzrok - króliki są milsze - odgryzłam się. Spłonął rumieńcem, wprawiając mnie w uszczęśliwienie.
- Inteligentne - skomentował po chwili, wołając kelnera.
- Nie wątpię. Dużą wege, albo wychodzę - zaszantażowałam. Nie miał wyjścia i zamówił to co chciałam.
- Twoi rodzice mają z tobą niezłą zabawę.
- Czemu tak myślisz?
- Nie przebierasz w słowach, w środkach raczej też.
- Nic o mnie nie wiesz, a masz takie wnioski? - nie byłam zła. Ataki i głupie przypuszczenia to był mój żywioł.
- Ale jak tak się na ciebie z boku patrzy.
- To patrz z przodu, albo w ogóle. Z resztą, czemu nie spędzasz czasu ze swoją dziewczyną? Olała cię, czy jak? - słynęłam z niepohamowanej ciekawości.
- To już nie twoja sprawa - zacisnął pięść, próbując uspokoić nerwy.
- Dobra, nie gorączkuj się. Powiedz mi, czego ode mnie chcesz.
- Chcę poznać rudą dziewczynę i zobaczyć, czy moi kumple mają rację.
- Chcesz na mnie próbować? Źle trafiłeś, nie wskoczę ci do łóżka za głupią pizzę! - teraz to się na maxa wkurwiłam. Co to mają być do cholery za gierki? Chciałam coś jeszcze dopowiedzieć, ale kelner przyniósł nasze zamówienie i każdy wziął swój kawałek, zajadając się nim w ciszy.
- Ja tego nie powiedziałem - puściłam to mimo uszu i podkradałam mu brokuły, których skrupulatnie się pozbywał. - To ty to powiedziałaś - szepnął nachylając się, jednocześnie zmniejszając odległość między naszymi twarzami. Jego wiśniowe usta miałam na wyciągnięcie ręki. I nawet nie musiałam wielce walczyć ze sobą o to, czy ich posmakować, czy nie, gdyż zrobiły to za mnie. Mały, niewinny można by rzec pocałunek. Oderwałam się szybko, wracając do rzeczywistości. Rozglądnęłam się po raz ostatni po pomieszczeniu i wstałam. Uciekłam, zabierając swoje rzeczy.

Matylda:

Zapowiadał się tak beznadziejny dzień spędzony nad książkami, że na samą myśl o tym zbierało mi się na wymioty. A na smutki najlepsze jest dobre jedzonko. Idąc tym tropem, zaopatrzyłam się w pobliskim markecie w ziemniaczki i grzyby, z zamiarem usmażenia pysznych placków ziemniaczanych z sosem przepisu mojej kochanej mamuśki Judi. I wszystko byłoby dobrze, gdybym zmierzając do motocykla, nie spojrzała przez szybę pobliskiej knajpy. Czy mnie wzrok mylił? Nie! Tę rudą szopę włosów rozpoznam nawet na drugim krańcu świata, w okularach dla astygmatyka! Marcela całowała się ze Szczurasem, a jeszcze dzień wcześniej robiła mi burę za Psiaka! Wkurzona do granic możliwości przyglądałam się tej scenie, niemal przyklejając nos do szyby. Nie widzieli mnie - byli tak zaabsorbowani sobą - Ruda spłoszona walnęła buraka, a Patryk mrugał wciąż z niedowierzaniem oczami, trzymając usta w nierozerwalnym dzióbku. Złość przerodziła się w śmiech, gdy zobaczyłam siostrę wybiegającą z pizzerii, niczym strusia pędziwiatra, zostawiwszy Szczurka z rozdziawioną gębusią. Pognała w dół ulicą, a jej ogniste włosiska oślepiały swoją aureolą przechodniów.

Wpadłam do domu przed Marcelą, łamiąc po drodze wszystkie przepisy drogowe i niemal wpędzając w ostry stan przedzawałowy kilku kierowców. Rzuciłam się szczupakiem do kuchni, po drodze zrzucając buty i kurtkę, gdzie rozpoczęłam mityczne gotowanie. Nie chciałam dać znać po sobie że cokolwiek widziałam. To ona musiała sama opowiedzieć o całuskach i miziankach w Grubym Benku.
Trzasnęły drzwi i obok zmaterializowała się lekko niemrawa Marcelina. Łypnęłam na nią swym niebieskim okiem, próbując wybadać zamiary diablicy. Jednak zamiast się po ludzku przywitać, ta zaczęła mi tu wzdychać nad patelnią, skąpaną już w gorącym oleju.
- Wzdęcia masz czy co? - warknęłam, gdy kolejne melancholijne chłypnięcie wypłynęło z jej piersi odzianej w zielonkawy sweter.
- Ty wiesz co, Matt? Czasem się zastanawiam jakie mamy wspólne geny. Bo w tobie zero jakiegoś hm… - tu zmarszczyła swoje białe czoło w zamyśleniu - wyczucia? Wrażliwości? - rozsiadła się za stołem i przyglądała moim poczynaniom. Buzowało we mnie od środka, ale nie mogłam teraz pozwolić na erupcję tego wulkanu emocji, którego później nigdy nie umiałam opanować. Dlatego walnęłam tylko drewnianą łychą w stół, a Ruda aż podskoczyła na krześle i wybałuszyła swoje brązowe ślepia.
- Fajnie było w mieście? - spytałam podejrzliwie, gdy już patrzyła prosto na mnie i nie mogła uciec wzrokiem.
- A fajnie - uśmiechnęła się pod nosem, tak irracjonalnie do swoich słodkich myśli. Fu! Pewnie miała przed oczami dzióbek Partysia...
- No to się cieszę - zachichotałam niczym mały karzeł z bajki dla dzieci- bo ja miałam tę przyjemność cię widzieć. I to nie z byle kim! - tu zawiesiłam wzrok, podnosząc napięcie - samym Szczuraskiem!
- Matylda, ty chamico, śledziłaś mnie? - krzyknęła rozeźlona, ale odsunęła się ode mnie, gdy wbiłam w nią zachlapaną olejem łyżkę.
- To ostatnia rzecz na którą miałabym czas i ochotę. Przypadki jednak chodzą po ludziach, mała. I co mi teraz powiesz, hm? Bo jeśli mnie wzrok nie mylił, to obściskiwałaś się z nim w Grubym Benku! - wrzasnęłam na cały dom, aż pewnie nasi mili sąsiedzi z parteru słyszeli gdzie i z kim szlajała się moja siostra.
- Dobra, pani detektyw. Tak było, no - plątał się jej język ze zdenerwowania, twarzyczka oblała purpurą i nawet zrobiło mi się jej żal. Ale przestałabym się nad nią znęcać tylko pod jednym warunkiem…
- Że odpuścisz mi Haina.

*

Po odprężającej kłótni z siostrzyczką i zakończeniu definitywnie sprawy wspólną ucztą z placków, postanowiłam załatwić jeszcze jedną sprawę niecierpiącą zwłoki. Do książek i tak nie miałam już dziś głowy, więc tylko wsiadłam na Harleya i spuściłam na to wszystko zasłonę dymu spalinowego. Nie przewidziałam tylko jednego - że był piątek, a tym samym zamiast treningu, Piesek miał dziś mecz.
Stado rozszalałych nastolatek zepchnęło mnie na barierki odgradzające boisko od trybun i poczułam że placki mają ochotę przejść się na spacer. Na widok Haina rozciągającego się na boisku miałam ochotę dać drapaka, ale już zdążył zobaczyć mnie w tej ekwilibrystycznej pozie i wyszczerzyć zęby w drapieżnym uśmiechu. Zanim się obejrzałam, napakowany goryl odsunął dla mnie barierkę na żądanie Piotrka, który stanął przede mną w całej swojej spoconej okazałości.
- Już się stęskniłaś, Matt? - zachrypiał mi do ucha aksamitnym głosem i mimo protestów, zamknął w swoim stalowym uścisku.

S.: Na wstępie muszę Was wszystkie przeprosić, że mamy taką obsuwę w dodawaniu rozdziałów. Po raz kolejny musimy się tłumaczyć, ale tak wyszło, no. Mam nadzieję że chociaż troszkę zrekompensowałyśmy Wam to oczekiwanie treścią :D Placuszki zainspirowane ostatnim odcinkiem MasterChefa.
Całuję wszystkie i każdą z osobna, S. :*

Happiness: Ja też nie jestem w tej obsuwie bez winy, dlatego również Was za to przepraszam. Coś mi się ostatnio nic nie klei, ma ktoś zapas mąki? Nie będę więcej Wam tu pisać, bo jak to w przeziębieniu, nie trudno o bredzenie. :)
Trzymajcie się ciepło!
Ściskam każdą mocno, Happ ;*





9 komentarzy:

  1. No to ja tuż za podium:). Podobno to jest to najgorsze miejsce.
    Czyli obie mają zielone światło do podrywu siatkarzyków? obie mają na to ochotę, ale dziwnie nie potrafią wziąć się za to na poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam je, tu aż kipi od chaosu, adhd i zakręcenia i tak ma być :) Tak różne i tak podobne do siebie. Aż się boję pomyśleć co będzie kiedy obie zdecydują się tak na poważnie dopuścić do siebie chłopaków bo jak na razie to mamy tutaj bardziej zabawę w kotka i myszkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak one się bawią z Szczurkiem i Pieskiem w kotka i myszkę. Jednak to fajne jest, ale niech już skończą i przyznają same przed sobą, że im się podobają ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdrowiej dzielnie Happ! :) To opowiadanie jest porkęcone jak sposób myślenia Marka Zuckerberga w The Social Network xD Zdecydowanie pochody jak woja pozycyjna xD Gdyby mnie tak ktoś ładnie chciał przytulić :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Śliczny blog ;* Bardzo mi się podoba <3
    http://agrestaco6.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, jestem wreszcie! I na wstępie przepraszam, że tak późno :* Wybaczycie? ♥
    No nie mogę :d TA Marcelina całowała się z TYM Szczurkiem i to wszystko widziała TA Matt? xd Ale jaja, o jacie :D
    Widać, że dziewczęta się troszkę bawią z chłopczętami siatkarzami ;d Ale mi się to podoba, bo przynajmniej się można pośmiać ;)
    No i tak, zdecydowanie zrekompensowałyście treścią ;) Ja niestety swojej długiej nieobecności tutaj nie
    zrekompensuje tym komentarzem, bo po wczorajszym meczu nie mam łepetyny nawet do komentarzy,, :C
    Pozdrawiam Was, buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Obie lgną do "swoich" siatkarzy mimo, że oficjalnie żadna nie chce? Chociaż nie, Marcelina przyznaje się. Ciekawe co z tych intryg wyniknie.
    Zastanawia mnie, co z "firmą" ojca, w której również pracują. Czy będą z tego problemy? Korci mnie ten temat, ale póki co cisza. Może na tym się nie skupiacie? Okej, to nic. Życie z siatkarzami również mnie zadowala.
    Ściskam każdą z osobna! ;* :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Sory za poślizg :D
    Marcelina, najpierw wypomina Matt Psiaka, a później sama leci w ślimaka z Szczurasem. No nie ładnie czarna, nie ładnie. Coś te przypadki chodzące po ulicach, są za częste. Jedno na drugie wpada non top, czyżby się szykowało coś ostrzejszego ? Niby każda nie chce i ma swoje, ale ja już tam wiem swoje :D I czekam na dalsze rozwinięcie co do pracy u tatuśka.
    Ściskam Was :**

    OdpowiedzUsuń